top of page

W pogoni (za) szlakiem św. Jakuba

Trasa:

Porto (Portugalia) - Santiago de Compostela (Hiszpania).

Ponad 240 km pieszo ( nie licząc zwiedzania w miejscach noclegu) szlakiem Św. Jakuba,

10 kg na plecach i aparat - prawie cały czas w ręce.

Ekipa 3-osobowa.

Czas:

07-17.09.2017r.

Zestaw:

Aparat Sony Alpha 7s.

Obiektyw Carl Zeiss Jena MC 35mm f:2,4 z mocowaniem Prakticar (PB mount).

Biorąc pod uwagę przyciąganie ziemskie, obiektyw zabrałem tylko jeden i to stałoogniskowy.

Do tego spakowałem również telekonwerter x2, jednak ani razu go nawet nie założyłem.

Jedna ogniskowa to dość duże ograniczenie ale i wyzwanie. Jestem przekonany, że do tego typu podróży wybrałem najlepszy, ze stałoogniskowych obiektyówów, które posiadam (obok były 20 i 50 mm), ponieważ jest jeszcze wystarczająco szeroki do krajobrazów i planów ogólnych, ale i z bliska też ładnie komponuje, choć jest to bardziej wymagające niż przy wyżej wymienionych obiektywach, i dobrze.

Dodam, że 35mm (przy FF) jest dobrym wyborem również, gdy się idzie a nie ma czasu na spokojne wykadrowanie i wyczekiwanie sytuacji.

Jest odpowiedni czas na to, aby po decyzji chęci wykonania zdjęcia, sprawnie wyciągnąć aparat, włączyć, kadrować, dochodząc do odpowiedniego dystansu i nacisnąć spust, stając na sekundę na jednej nodze, po czym dalej ruszyć sprawnym krokiem. Niestety specyfika wyprawy czasem wymuszała fotografowanie w ten sposób.

Zatem od początku.

Kupuję się bilet, pakuje, szybko jedzie do Warszawy na lotnisko, potem przesiadka w Paryżu i można spokojnie odespać podróż, we wcześniej zarezerwowanym, z takim widokiem, hotelu w Porto:

Niestety, nie tak szybko. Jak widać to nie Portugalia tylko Polska, do tego Warszawa. Dzięki pewnemu taniemu, polskiemu (tylko w nazwie) przewoźnikowi mieliśmy trochę więcej przygód już samego początku. Trasa Wrocław-Warszawa przedłużyła się o 3 godziny, to jest dokładnie tyle, że bramy na lotnisku zdążyli zamknąć. Co tam samolot, lepiej zwiedzać Kutno i Łowicz, czekać na zamianę kierowcy pół godziny od celu itd. Dużo by pisać, a nie o tym chciałem. Dodam tylko, że w Łodzi był punktualnie, więc trzeba mieć dar, żeby zrobić 3 godziny opóźnienia na trasie niespełna dwugodzinnej.

Co robić? Szukać biletów. Na ten sam dzień, żeby dogonić samolot w Beauvais. Nie było.

Po ponad godzinie szukania na telefonach i dzwonienia, udało się kupić bezpośrednie bilety do Porto na dzień następny. Pozostało napisać reklamacje, pijąc kawę możliwie blisko środków komunikacji miejskiej, zjeść i dotrzeć do znajomych na nocleg. Od tamtej pory miało być wszystko wg. luźnych, ale jednak planów.

Galeria:

Ze względu na przybycie do Porto w nocy woleliśmy trochę odespać na lotnisku, niż w nieznanym nam mieście. Paszporty na pieczątki dostępne w Katedrze, od których mieliśmy rozpocząć naszą pielgrzymkę, i tak dostępne od 9:00. Chwilowo można było umilić sobie czas wystawą Porto Cartoon World Festival 2017.

Galeria:

Przed świtem ruszyliśmy do Centrum. Stacja Bolhão i kawiarnia Deu La Deu obok marketu. Każdy z nas zamówił inna kawę, ale wszyscy dostaliśmy tę samą, nie szkodzi. Kawa podana szybciej niż ekspresowo i przepyszna, tak jak ciasta i bułki. Do tego tanio, bo 1.00 euro i otwarte już od 6.00 rano. Po-le-cam!

Galeria:

Dobrze, kawa wypita, targowisko odwiedzone, czas w drogę.

Ostatni przejazd środkiem komunikacji i od tej pory należało liczyć tylko na własne siły.

Nowe miejsce, kultura, język nieznany więc wszystko ciekawi, przynajmniej na początku. Później człowiek zauważa, że to ciągle ten sam świat, choć nie raz się przekonałem, że mentalność w ciepłych krajach, jest jakby przyjaźniejsza.

U mnie zawsze ze zmęczeniem wygrywa chęć poznania . Mimo, że trzeba było nadłożyć drogi to 2 razy odwiedziliśmy ocean i 2 razy szukaliśmy szlaku już na początku wyprawy. Nie szkodzi.

Połowę odcinka do Barcelinhos przeszedłem w klapkach, a to dlatego, że pewna Pani na zbyt długo przykuła moją uwagę i słona woda z Atlantyku przemoczyła but w całości..

Galeria:

Na początku robiliśmy dłuższe odcinki, chcąc nadgonić stracony dzień. Tym bardziej, że zdecydowaliśmy się trochę zboczyć ze szlaku centralnego aby odwiedzić ocean. Porto - (28km) - Vila de Conde - (26km) - Barcelinhos/Barcelos do którego dotarliśmy późno, bo już po zmroku. Oficjalne albergue było już zamknięte. Na szczęście przemiły, starszy Portugalczyk pokazał nam drugie miejsce na nocleg.

Barcelinhos/Barcelos - (32km) - Ponte de Lima,

Doświadczeni, następnego dnia wyruszyliśmy wcześnie, wiedząc, że w Ponte de Lima jest duży festiwal.

Jednak 32km trasy, robienie zdjęć w pięknych miejscach, jedzenie przydrożnych owoców spowodowały, że dotarliśmy o zmroku i nie było dla nas w ogóle noclegu. Pani na portierni litując się nad nami zaproponowała namiot, który ktoś zostawił. To była ostatnia deska ratunku. Na szczęście udało wykorzystać się okoliczności na tyle, że przespaliśmy się w albergue na podłodze w korytarzu przy kuchni . Ogólne zmęczenie pozwoliło spać, mimo huku festiwalowych bębnów, aż do 5 rano.

Galeria:

Niestety nie było nam dane za bardzo skorzystać z festiwalu. Wyszedłem na chwilę poszukać sklepu (którego nie było w pobliżu) oraz znaleźć miejsce na śniadanie, gdyż skończyły nam się zapasy jedzenia

Przypadkiem trafiłem na kwintesencje tradycji tegoż festiwalu. Nie omieszkałem nagrać.

Film:

Trasa jest dość różnorodna. Są i winnice i gaje oliwne, lasy i pola, szosą, brukiem i drogą polną, po piasku, po kamieniach, po trawie. Momentami nawet i pagórkowato. Mimo, że już zdążyliśmy się prawie przyzwyczaić do tego, że ta pielgrzymka bardziej przypomina wyścig po tani nocleg, to w tym całym bałaganie turystycznym, można jednak znaleźć coś mądrego. Niestety niektóre miejsca nie miały do zaoferowania zbyt wiele, jak na przykład Ponte de Lima - (21km) - Rubiaes, poza dość rozwiniętym albergue (pralki, suszarki, własny sklep z żywnością, skromne ale wystarczające dania na ciepło). Przynajmniej można było zregenerować siły.

Następna mieścina to Rubiaes - (17km) - Valença. Ostatnia w Portugalii więc i obronna. Tym razem dotarliśmy tam zbyt szybko, bo jeszcze przed otwarciem albergue. Był więc czas na zwiedzanie.

Galeria:

Należało tylko przejść przez stalowa konstrukcję projektu Gustawa Eiffela, powstałą w 1878 roku i znaleźliśmy się w Galicji (czyt. Hiszpania), dokładnie w Tui (tu się nie zatrzymywaliśmy). Tu obraliśmy strategię dłuższych tras, ażeby nie zatrzymywać się w większych miastach (głównie w O Porriño, które na szczęście okazało się akurat deszczowe i chyba zbyt duże na zwiedzanie, więc nieciekawe z naszego punktu widzenia), aby później móc się zrelaksować na odludziach i mieć już krótkie odcinki w ostatnie dni. Odnosiliśmy wrażenie, że z każdym kolejnym dniem trzeba iść jeszcze szybciej, aby nie musieć płacić 2-3 razy więcej za nocleg, lub w ogóle mieć gdzie spać. Woleliśmy te pieniądze przeznaczyć na kosztowanie lokalnej kuchni. Wśród napotykanych, pozostałych pielgrzymów i turystów było wiele narodowości, również nasi rodacy. Można jednak było z całą pewnością stwierdzić, że spora ich część faktycznie idzie tak, jakby to był wyścig. Była również grupa, która przechodziła średnio po ponad 40km dziennie, już nie pierwszy raz idąc jednym ze szlaków św. Jakuba. Valença - (24km) - Mos.

Galeria:

Te dni w Hiszpanii okazały się deszczowe.

Mos - (30km) - Pontevedra. Kolejny dzień maszerowania, kolejne wyjście przed świtem, kolejny kot ^_^ Trasa dość zróżnicowana bo i lasy i miasteczka, no i całe, dość przemysłowe miasto docelowego noclegu. Po mieście Redondela, które było po drodze spodziewałem się trochę lepszych widoków, choć na pewno było ładniej i ciekawiej bliżej wody. Niestety czas gonił, do tego pojawiły się zorganizowane wycieczki pielgrzymkowe. Niby nie przeszkadza, ale na szlaku robi się ciasno i głośno, a na postojach kolejki.

Ilość "pielgrzymów", zajmujących całe restauracje, trochę wyższe ceny w Hiszpanii i ogólna niechęć do tłumu skierowały nas do ciekawej, niepozornej knajpy. Wystrój nietypowy, pies do towarzystwa, czas oczekiwania - troszeczkę za długi, ale za to porcja całkiem spora i bardzo smaczna, do tego rabat. Do tego przemiła obsługa. Poza kilkoma lokalsami byliśmy tam sami.

Galeria:

Miasto w zasięgu wzroku nie zachwycało. Jedyne co, zwróciło moją uwagę była sfotografowana uliczka jeszcze przed wschodem (patrz galeria). Budynki i oświetlenie bardzo, jak to się mówi, filmowe.

Tym razem było gdzie wypić poranną kawę, a trasa

Pontevedra - (24km) - Caldas de Reis poszła szybko.

Miasteczko urokliwe, spokojne i ładne, do tego termy i mnóstwo świetnych murali. No nic, do Santiago de Compostela już blisko, więc swoje trzeba było odczekać przed zajęciem pryczy. Doszliśmy przed 13 a już taka kolejka. Co kilkanaście minut dochodzili następni, niektórzy rezygnowali.

Galeria:

Caldas de Reis - (18km) - Padrón. Ostatni dłuższy odcinek. Tym razem pogoda dopisała, miasto ładne, z wielką katedrą na wzgórzu. Padrón z hiszpańskiego - kamień , głaz. To tu wg. legend przycumował do skały statek, który wiózł ciało św. Jakuba. Na trasie, w restauracjach i na ulicach sporą cześć stanowią pielgrzymi. Inne albergue wyglądają jak wielogwiazdkowe hotele.

Padrón - (15km) - Teo. W okolicach dość pusto, do 2km stacja i trzy restauracje w pobliskiej wiosce, poza tym lasy i puste pola, więc głównymi atrakcjami są spacery i wypoczynek.

Galeria:

Teo - (12km) - Santiago de Compostela!!

Gdy wyszliśmy było jeszcze ciemno, więc byliśmy uważni aby trzymać się szlaku. Później przez zagadanie się i zamyślenie gdzieś po drodze przestaliśmy zwracać uwagę na żółte strzałki i zgubiliśmy trasę już w samym Santiago. Z tego powodu nasze relacje międzyludzkie zostały wystawione na próbę, ponieważ różniły się nasze sposoby na odnalezienie szlaku.

Niemniej jednak nie miało to większego wpływu na czekanie (ok. 40 min) w kolejce, po oficjalne zaświadczenie potwierdzające zakończenie pielgrzymki, którego warunkiem otrzymania jest wypełniona książeczka/paszport z pieczątkami z różnych miejsc przy trasie. Na tym "dyplomie" jest napisane imię po łacinie. Każdy dostaje swoje: ja Thomam oraz Alexandram i Agathom. Nie znam łaciny..

Na szczęście w kolejkę do Katedry św. Jakuba udało nam się dołączyć w dobrym momencie. Później było o wiele więcej chętnych. W Hiszpańskim mieście pielgrzymów tamtejsze oficjalne albergue można rezerwować, i to przez internet, tylko trzeba od razu zapłacić. Jest ogromne, usytuowane na wzgórzu i blisko centrum. Przy łóżkach polowych są zamykane szafki. Choć jest trochę droższe, bo 13 euro (wcześniej płaciliśmy 3-7 euro), ale myślę, że to i tak tanio porównując do innych opcji. Ponoć można tam zostać dłużej niż na jedną noc.

Galeria:

Zmęczeni ale zadowoleni z osiągniętego celu. Teraz pozostało wrócić. Wcześniej mieliśmy wykupiony bilet na autobus międzynarodowy do Porto, nocleg w Porto oraz samolot powrotny do Polski, dlatego też musieliśmy się trzymać terminów podróży.

Samo Porto jest bardzo ładne i ciekawe, jeszcze raz poszliśmy na market, tym razem wieczorem, ceny znacząco się różnią a obniżki potrafią się zdarzać co kilka minut nawet o 50%.

Zapytałem pani na recepcji gdzie jest najlepszy widok na Porto (przynajmniej na pieszą wycieczkę), więc poszliśmy, jak wszyscy turyści, przez most Ponte Luis I pod klasztor Miradouro da Serra do Pilar. Potem byliśmy bardzo głodni i trochę nachodziliśmy się nim znaleźliśmy odpowiednią dla nas restaurację, ja miałem ogromną ochotę na sardynki, niestety nie był wtedy na nie sezon, ale i tak się najadłem. A po samym Porto przeszliśmy średnio tyle co w poprzednie dni.

Galeria:

Wyprawa była dość długa ale, jak zwykle, czas szybko uciekał. Podczas planowania było sporo niewiadomego ryzyka, i organizacji (samoloty, noclegi, ubezpieczenia, autobusy) i decyzji co zabrać a czego nie, ale jak już się idzie to jakoś człowiek nie myśli o zagrożeniach, tylko po prostu idzie bo ma cel. Choć ponoć nie ważny jest cel, tylko droga. Polecam każdemu tego typu aktywny wypoczynek. Jak się okazuje ludzie starsi, czy nawet ze sztuczną nogą są w stanie przejść, a co się wydarzy po drodze i po co każdy w ogóle idzie to już kwestia indywidualna. W każdym razie, nie ma czego żałować. Bon Camino.

Wyróżnione posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
Podążaj za nami
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square
bottom of page